
Szkoda tylko, że są ludzie, którzy uważają to za coś złego nie zdając sobie sprawy, że w języku ojczystym mamy około 5k słów pochodzących z łaciny i po 2-3k z inglisza, frencza i dżermana.

@Writer: Też jestem tego zdania. Większość tego słownictwa da się łatwo zastąpić, a gdy mamy trudności, to dlatego, że na siłę próbujemy tłumaczyć między językami 1:1, tzn. z tym samym szykiem zdania etc.
Piłem do tych zdrobnień. Biureczko, kaweczka, chilloucik, strimoidzik, internecik, komputerek... 4 latki tak nie mówią nawet.

Korpo-mowa jest faktem, ale ten artykuł chyba opisuje jakichś wyimaginowanych idiotów. No nie powiecie mi chyba, że znacie dużo ludzi, którzy piszą: "eprówal, ołpenspejs, esajment, PiEM... KiPiAj?!" ... Litości!
Toć to idiotyzmy wyssane z palca. Mówimy o angielskich słowach - jaki byłby sens w takim niewygodnym, absurdalnym zapisie fonetycznym? Głupie, niewygodne, mylące, żałosne.
Jeśli piszesz do szefa, że "masz kol", albo "spriperuję ci brif"... to walnij się w głowę kilka razy, mocno, a potemprzeczytaj jakąś książkę dla ochłody.
Co do niektórych nie powinniśmy się burzyć, bo weszły do mowy nie bez powodu. Inne łatwo zastąpić zwykłymi, popularnymi polskimi słowami.
ASAP korpomową? To nic, że jego historia sięga lat '50. Artykuł z dupy. Więcej ściemy niż faktów.

@Writer: to po co tak tendencyjnie napisali artykuł? Użycie w mowie potocznej jest faktem, ale pierwsze słyszę o takiej patologii jak w artykule - jak używasz takiego angielskiego słownictwa, to nie widzę powodu by je tak głupkowato spolszczać.

Szkoda tylko, że są ludzie, którzy uważają to za coś złego nie zdając sobie sprawy, że w języku ojczystym mamy około 5k słów pochodzących z łaciny i po 2-3k z inglisza, frencza i dżermana.
Jest jeszcze jedna ciekawa. Nie pamiętam nazwy, ale polega na tym, że coś dajemy a potem osoba czuje potrzebe zrobienia tego samego. Np. @akerro dasz UV, bo ja dałem na treść

@dotevo: dajesz coś drobnego, by druga strona czuła się podświadomie wdzięczna. Np. dajesz "bezinteresownie" kwiatek przechodniowi, a dopiero twój kolega prosi o 5zł na piwo :)

@szarak: jeszcze nie mam pewności, czy wyrobie się, ale jeśli tak... to jasne ;)
btw. @pierog @jebiemnieto bitcoiny omawiają ;P

Artykuł przeciętny, ale problem szeroki i znany. Jest pewna grupa rekruterów z którymi aż przyjemnie się spotkać. Dobrze przygotowani, szanujący swój czas (jeśli spotykają się osobiście, to znaczy, że załatwili co się dało przez telefon. Jeśli dzwonią, to dlatego, że czegoś z CV wyczytać się nie da), oferujący pracę, która ma związek z Twoimi zainteresowaniami i doświadczeniem, itd.
Niestety to żałośnie mała mniejszość. Sam częściej spotykam się z kolekcjonerami CV. Po cholerę im one, skoro i tak nie sprawdzają swojego portfolio kandydatów gdy szukają kogoś na nowe stanowisko?
Wolą za każdym razem młócić kandydatów od nowa, zamiast wykorzystać to czego się o nich dowiedzieli z poprzednich rozmów i poznanym już kandydatom oferować nowe stanowiska.
Czasem wręcz czuję takie niewypowiedziane błaganie: "podaj mi listę słów kluczowych, bo jestem rekruterem IT, co znaczy że nie mam pojęcia o czym mówię". - "Oracle? O, mam tutaj Oracle, a jakie jeszcze inne systemy pan zna?".
Raz Pani z HR - bardzo miła i bardzo niedoświadczona - spędziła ze mną kilka godzin na rozmowach telefonicznych i emailowych, gdzie prowadziłem ją wręcz za rączkę. Taka była zagubiona. Aż w końcu padło nieuniknione pytanie o zarobki. Po usłyszeniu odpowiedzi Pani zamilkła na minutę :) Już miałem wzywać pogotowie, ale jednak ożyła i w bardzo kiepski sposób udając, że chodzi o co innego, zakończyła rozmowę w 30 sekund. Że niby "jeszcze jeden etap weryfikacji z zarządem", blablabla. Miało potrwać tydzień. Oddzwoniła po 10 minutach, znów zrelaksowana - "tak, wszystko w porządku, możemy przejść do kolejnego etapu". Jeśli wewnętrzny HR nie wie ile może zapłacić pracownikowi, to chyba coś jest nie tak...

@akerro: Piękny wynik :) Do tej pory miałem tylko 1.5 roku (odpowiedź odmowna od IBM, "w tym momencie nie mam dla Pana ofert", wysłałem jeszcze na studiach :P), a kolejne to nieskończoność (bez odpowiedzi do dziś).

Artykuł przeciętny, ale problem szeroki i znany. Jest pewna grupa rekruterów z którymi aż przyjemnie się spotkać. Dobrze przygotowani, szanujący swój czas (jeśli spotykają się osobiście, to znaczy, że załatwili co się dało przez telefon. Jeśli dzwonią, to dlatego, że czegoś z CV wyczytać się nie da), oferujący pracę, która ma związek z Twoimi zainteresowaniami i doświadczeniem, itd.
Niestety to żałośnie mała mniejszość. Sam częściej spotykam się z kolekcjonerami CV. Po cholerę im one, skoro i tak nie sprawdzają swojego portfolio kandydatów gdy szukają kogoś na nowe stanowisko?
Wolą za każdym razem młócić kandydatów od nowa, zamiast wykorzystać to czego się o nich dowiedzieli z poprzednich rozmów i poznanym już kandydatom oferować nowe stanowiska.
Czasem wręcz czuję takie niewypowiedziane błaganie: "podaj mi listę słów kluczowych, bo jestem rekruterem IT, co znaczy że nie mam pojęcia o czym mówię". - "Oracle? O, mam tutaj Oracle, a jakie jeszcze inne systemy pan zna?".
Raz Pani z HR - bardzo miła i bardzo niedoświadczona - spędziła ze mną kilka godzin na rozmowach telefonicznych i emailowych, gdzie prowadziłem ją wręcz za rączkę. Taka była zagubiona. Aż w końcu padło nieuniknione pytanie o zarobki. Po usłyszeniu odpowiedzi Pani zamilkła na minutę :) Już miałem wzywać pogotowie, ale jednak ożyła i w bardzo kiepski sposób udając, że chodzi o co innego, zakończyła rozmowę w 30 sekund. Że niby "jeszcze jeden etap weryfikacji z zarządem", blablabla. Miało potrwać tydzień. Oddzwoniła po 10 minutach, znów zrelaksowana - "tak, wszystko w porządku, możemy przejść do kolejnego etapu". Jeśli wewnętrzny HR nie wie ile może zapłacić pracownikowi, to chyba coś jest nie tak...

Lubię też wszystkie obietnice oddzwonienia za tydzień. Nie wiem dlaczego, ale w naszym kraju najwyraźniej nie opłaca się budować relacji z klientami i ludźmi na których się zarabia. Wielokrotnie powtórzona obietnica o tym, że dają dokładne wyniki rekrutacji w max tydzień, niezależnie od jej wyników oznacza zazwyczaj: "będziesz miał szczęście, jeśli za miesiąc raczymy odpowiedzieć na Twojego drugiego maila z pytanie co jest grane".
Jest parę fajnych wyjątków, gdzie rekruter firmy pośredniczącej znał perfekcyjnie klienta, obszar jakim się zajmuje, wiedział co piszczy w IT, miał porównanie z innymi... ale cóż poradzić, że takich można policzyć na palcach jednej ręki drwala alkoholika...

@Gitman87: Jakoś nie uwierzyłem, że na serio chcesz treściować o modzie, a te DV mnie tylko utrzymały w przekonaniu :> Serio moderuj, bo ja już nie mogę usunąć ;P